poniedziałek, 17 grudnia 2012

O dwóch takich, co zmieniają świat

Fot. Agnieszka Żywczyńska

Wierzą, że wszystkie dzieci mogą być szczęśliwe i dorastać w spokojnych, stabilnych domach. Wystarczy tylko, by ich rodzice mieli dostęp do odpowiedniej wiedzy. Dlatego stworzyli Fundację „Rodzice Przyszłości”.

W wyszukiwarkę internetową wpisuję hasło:„fundacja rodzice przyszłości”, wyskakuje prawie 60 tysięcy pozycji. Dużo, zważywszy to, że fundacja działa niespełna dwa lata, a tak naprawdę organizowana przez nią społeczna akcja „Sprawdź, czy jesteś świadomym rodzicem” ruszyła dopiero w październiku. Na stronie mogę rozwiązać specjalny test, sprawdzający moje rodzicielskie kompetencje. Jestem nastawiona sceptycznie. Psychologią zajmuje się od lat, wiem, jaka powinna być dobra matka. Zresztą, mamy XXI wiek – czy są wśród nas rodzice, którzy nie znają podstaw psychologii? Kilka dni później jestem na szkolnym przedstawieniu córki. Słyszę, jak jedna z matek mówi do syna: „Zobacz, jak inni ładnie występują“. Chwilę później inny ojciec pokrzykuje: „Jak się nie uspokoisz, to w domu porozmawiamy”. Później, zmęczona, wracam z córką samochodem. Ona płacze, marudzi, a musimy jeszcze wstąpić do sklepu. Zdesperowana rzucam: „Jak jeszcze trochę wytrzymasz, kupię ci ptasie mleczko”. Poddaję się. Wieczorem wchodzę na stronę Fundacji „Rodzice Przyszłości” i rozwiązuję test. Przede mną zrobiło go już osiem tysięcy rodziców. Kilkanaście pytań opracowanych przez grupę psychologów. Wojciechowi Marciszewskiemu i Sebastianowi Głydziakowi, którzy stworzyli fundację, ktoś potem zarzuci, że test jest zbyt czytelny, że można się domyślić, które odpowiedzi są „dobre”. Oni spokojnie tłumaczą: nie chodzi o przeprowadzenie wnikliwej analizy psychologicznej przez Internet. Chodzi o zwrócenie uwagi rodziców na problem, uświadomienie, że to od nich w dużej mierze zależy to, czy ich dzieci będą w przyszłości szczęśliwe.

Przepraszam, jestem z rodziną

– Często wydaje się nam, że jesteśmy świetnymi rodzicami, wolimy tak o sobie myśleć. A przecież każdy ma wpadki. Ważne jednak, żeby mieć tego świadomość i próbować się zmieniać – mówi Wojtek Marciszewski. Zarówno jego, jak i Sebastiana, poznaję we wrześniu. Sympatyczni, pełni energii, zabiegani. Z zaangażowaniem opowiadają o psychologicznych aspektach wychowania, rodzicielskich błędach, które przenosimy z pokolenia na pokolenie. I o tym, jak bardzo chcą to zmienić. Do Warszawy wpadli tylko na kilka godzin. Niebawem wracają do rodzinnej Łodzi. Dziś obowiązkowo, jak co dzień, wieczorne czytanie dzieciom, kąpiel, zabawy. Kasia Jacobson, współpracująca z fundacją, opowie mi później, jak kiedyś o godzinie 19 zadzwoniła do Sebastiana z bardzo ważną sprawą dotyczącą fundacji. Usłyszała: „Nie teraz, nie mogę, bawię się z dziewczynkami, potem kąpiel i czytanie. Odezwę się po 22”. Spróbowała skontaktować się z Wojtkiem. W słuchawce tłumaczenie: „Czytamy z Kubą, potem”. W sumie była zszokowana. Nikt z jej znajomych mających dzieci nigdy tak nie zrobił. Ludzie wciąż się komunikują, rozmawiają, esemesują, a dzieci sobie… Potem pomyślała, że między innymi właśnie za to tak bardzo ceni Wojtka i Sebastiana. Za to, że wdrażają w życie to, co chcieliby przez swoją fundację pokazać ludziom – że dzieciom brakuje czasu spędzanego z rodzicami, miłości, akceptacji. Wojtej jest tatą sześcioletniego Kuby, Sebastian – trzyipółletniej Zosi i ponadrocznej Róży. W ich rodzicielskim słowniku nie ma miejsca na słowa: „Nie biegaj, bo się przewrócisz”, „Uważaj, nie dasz rady”, „Bo ty zawsze…”, „Bo ty nigdy…”.
Wojtek: – Pamiętam taką sytuację. Kuba ma przyjaciółkę na działce, gdzie jeździ z moją mamą. Basia uwielbia jeść, z Kubą bywa różnie. Kiedyś mama, chcąc namówić Kubę na zjedzenie czegoś, powiedziała: „Jak nie zjesz tego ładnie, to cię zamienię na Basię”. Nie dowiedziałbym się o całej sytuacji gdyby nie to, że Kuba nagle przestał chcieć chodzić do Basi. W końcu wydusiłem z niego, o co chodzi. Mówię do mamy: „Dlaczego tak powiedziałaś?”. A ona: „No, przecież ja żartowałam, Kuba to wie”. Odpowiedziałem: „Nie, mamo, nie wie”.

Misja „Dziecko”

Zaczęło się od ciąży żony Wojtka. Wojtek był podekscytowany, chciał przygotować się do nowej roli. On, umysł analityczny, podchodzący do każdej ważnej sprawy, jak do projektu biznesowego, podobnie podszedł do projektu „Dziecko”: – Do tej pory zastanawiam się, dlaczego ludzie do pracy przygotowują się latami, kończą kolejne studia, kursy, a do najważniejszej życiowej roli nie przygotowują się wcale. Bazujemy na intuicji, na tym, jak sami byliśmy wychowywani, a to zwykle nie działa. Wojtek chce inaczej. W księgarniach wykupuje książki o stymulacji inteligencji u dziecka – o wczesnej nauce czytania. Większość jest niemal nie do przebrnięcia, napisana językiem trudnym i niezrozumiałym, jak dla specjalistów. Już po urodzeniu Kuby odkrywa książki Glenna Domana. Na imprezach u znajomych próbuje zarazić innych swoją nową odkrytą pasją: „Czy wiecie, że do szóstego roku życia tworzy się najwięcej połączeń nerwowych w mózgu, a właśnie to odpowiada za inteligencję? A wyobrażacie sobie, że dziecko może nauczyć się trzech różnych języków?”. Przyjaciele potakują i wracają do swoich spraw. Tylko Wojtek, też świeżo upieczony ojciec, podchwytuje temat: – Potrafiliśmy siedzieć w kuchni i rozmawiać o tym, czego się właśnie dowiedzieliśmy.
W rezultacie stworzyli wspólny projekt. – Półtora roku ciężkiej pracy, dziesiątki spotkań z ludźmi ze świata polityki, wyjazdów, zorganizowanych konferencji. Zainwestowałem w to wszystkie moje pieniądze – opowiada Sebastian.

Usłyszcie o nas

Konferencja prasowa w siedzibie Marka Michalaka, Rzecznika Praw Dziecka, który został patronem fundacji. Są tu prof. Alicja Chybicka, Senator RP, ambasador Fundacji „Rodzice Przyszłości”, Barbara Borys-Damięcka, Senator RP, psychologowie dziecięcy. Wszyscy pod wrażeniem Sebastiana i Wojtka, ich pasji i misji. Jedna z dziennikarek telewizji publicznej mówi: – Mówicie, że tak ważne jest edukowanie rodziców, dzieci, o czym tu mowa, zobaczcie, już nawet nie ma mądrych programów dla dzieci. Kogo to obchodzi?. Barbara Borys-Damięcka: – Po konferencji piszę do Sebastiana esemesa: „Gratuluję”.

Nie bój się, kochanie

O godzinie 6.30 w dużym lofcie, w Łodzi dzwoni budzik. Rodzina Sebastiana zaczyna dzień, wspólnie z żoną próbują wypić kawę, a jednocześnie ubrać Różę, pomóc Zosi przygotować się do przedszkola. Na szczęście jutro sobota, cały dzień spędzą na zabawach. Czasem patrzy na swoje córki, są tak różne. Zosia zawsze była bardzo wrażliwa, delikatna, potrzebowała czasu, żeby oswoić się z nową sytuacją. Róża urodziła się z uśmiechem na ustach, jest odważna i przebojowa. Tak, duże znaczenie mają geny. Ale jeszcze większe – sposób wychowania. Czasem przed oczami ma taki obrazek. Wieczorem bawi się wspólnie z tatą i mamą w piłkę, przytulają się, śmieją. Rodzice go szanują, od początku liczą się z jego zdaniem, nie wyręczają go, ale pozwalają pokonywać siebie, poznawać świat. Sebastian ma takie marzenie, żeby w każdym domu było tak, jak u niego gdy był mały. Po to jest ta fundacja.

Lena Grabarczyk

wtorek, 11 grudnia 2012

Przytulanka z osobowością


Lalaloopsy to lalki ubrane w stroje uszyte z różnych tkanin. Każda lalka jest inna. Jest gadatliwa kelnerka na rolkach, czarna Bea, która jest poważna i lubi dyskutować, marzycielska Kropka czy wścibskie siostry Berry i Sunny. Każda laleczka ma do towarzystwa zwierzątko: kotka, pieska, polarnego misia, zeberkę czy sowę. Przez odmienność lalek uświadamiamy dziecku, że wszyscy jesteśmy różni, choć tak samo ważni. Możemy się inaczej zachowywać, inne rzeczy lubić, inaczej ubierać się, bo każdy z nas jest wyjątkowy. To pokazuje dzieciom, że każdy zasługuje na drugie życie. Lalalopsy spodobają się dzieciom w wieku od trzech do sześciu lat. Gwiazdkowym hitem będzie duża lalka (99,00 zł) oraz mała (29,99 zł), drzewko do zabawy Mini Lalaloopsy (174,99 zł) oraz autobus szkolny MiniLalaloopsy (39,99 zł).
www.lalalopsy.com

SodaStream pod choinkę

Wielkimi krokami zbliżają się święta. Brak pomysłu na prezent? Idealny będzie świąteczny zestaw Mega Pack od SodaStream. System SodaStream służy do przygotowywania napojów gazowanych we własnej kuchni. Do ich przyrządzenia potrzebujemy: urządzenia SodaStream, wody z kranu, jednego z pysznych syropów smakowych – i gotowe! Rozwiązania SodaStream nie wymagają użycia energii elektrycznej ani dźwigania ciężkich butelek, co – zwłaszcza przy dużych, rodzinnych zakupach – może mieć spore znaczenie. Zestaw Mega Pack składa się z designerskiego urządzenia SodaStream Jet w trzech różnych kolorach do wyboru, dwóch butelek ozdobionych wyjątkowymi, świątecznymi motywami oraz 12 próbek syropów – z każdej można przygotować 1 litr napoju.
www.sodastream.pl

Zagrajmy w Ranczo

„Rancho” to gra o nowoczesnym farmerze, który nie tylko hoduje zwierzęta, ale również inwestuje w nieruchomości. Słowa „farmer” użyto nie przypadkiem. Odnosi się ono do znanego i lubianego „Superfarmera”, będącego od 15 lat jedną z najpopularniejszych gier na polskim rynku. „Superfarmera” wymyślił w 1943 roku jeden z najsłynniejszych polskich matematyków – profesor Karol Borsuk.

www.granna.pl

piątek, 7 grudnia 2012

Perły i ptaki – zestaw do tworzenia biżuterii




Wspaniała zabawa dla pomysłowych, lubiących zajęcia manualne dziewczynek. Utrzymany w odcieniach błękitu, srebra i  pudrowego różu zestaw zachwyci każdą romantyczkę. Zestaw zawiera: 4 pojemniczki z koralikami: różowymi, przezroczystymi, niebieskimi i srebrnymi, 8 koralików w kształcie ptaków i motyli, 4 zawieszki, 5 tasiemek i sznurków w różnych kolorach
1 książeczka ze wskazówkami i zdjęciami. Cena: 76,95 zł.

www.kidstown.pl


czwartek, 6 grudnia 2012

Spersonalizowany szal od Be My Lilou

Be My Lilou to nie tylko gama personalizowanych torebek, organizerów i rękawiczek, ale także, szale i czapki z kaszmiru najwyższej jakości.
Doskonale sprawdzają się na co dzień do eleganckiego płaszcza, jak i do puchowej kurtki, podczas weekendowych spacerów z rodziną.
Mają piękne kolory: krem, pudrowy róż, szarość, a także grafit i brąz z myślą o tatusiach.
Na szalu możesz nanieść haft na życzenie, na przykład z imieniem swojego dziecka lub datą jego urodzin. Czy można sobie wyobrazić lepszy prezent?
Kaszmirowa kolekcja Be My Lilou dostępna jest w warszawskim salonie Be my Lilou: ul. Mokotowska 63.

Możesz ją także zamówić na www.lilou.pl

Grudniowo-styczniowy numer Gagi pełen jest magii

Zapraszamy Was do obejrzenia pięknej sesji w Teatrze Wielkim, gdzie nasze gagowe dzieci oddają się czarom. Będąc świadkiem tych zdjęć i widząc otwarte z zachwytu dziecięce buzie, które obserwowały zakulisowy świat teatru, pomyślałam sobie, że nikt nie potrafi piękniej czarować rzeczywistości niż dzieci.
W najbrzydszych zakamarkach potrafią one wykreować świat, w którym panuje ład, porządek i piękno. Gdy w trakcie sesji zdjęciowej próbowałam ostrzec dziewczynkę przed dotknięciem mocno zakurzonego konia, spojrzała na mnie ze zdziwieniem i odpowiedziała: „Nie rozumie Pani, ten koń jest smutny, bo jest brudny”. „No właśnie – pomyślałam – czy nie rozumiem? Czy może już zapomniałam, jak czarować świat wokół mnie?”.
Święta Bożego Narodzenia to dla wielu z nas, także dorosłych, moment kreowania wokół magii. Magii staruszka z długą brodą, który roznosi prezenty. Magii stołu zastawionego potrawami. Magii rodzinności i miłości. Czasem, niestety, więcej w tym magii niż prawdy. Tak bywa w przypadku rodzin, które się rozpadły. Święta u mamy czy u taty w tym roku? Wigilia u mamy, pierwszy dzień świąt u taty. Dlaczego u taty śpiewa się kolędy przy stole, a u nas nie? Dlaczego ty masz taką małą rodzinę, a u taty jest tyle ludzi? Czy prezenty mogę zanieść i pokazać mamie? Nie, kotku, prezenty zostają TUTAJ. TAM dostaniesz nowe. Tam i tutaj. Tutaj i tam. Życie dziecka dzieli się na pół, a po jego dwóch stronach najczęściej wojna. O czas, o pieniądze, o zostawioną czapkę, o nieodrobione u niego lekcje, o głupie prezenty, o dziwnych znajomych, o słodycze, o cokolwiek. Wszyscy nagle zapominają, że pośrodku nich stoi mały człowiek, który powoli znika. Dzieci są w stanie znieść wiele, ale tej wojny nie potrafią. Bo po obu stronach barykady stoją dwie najważniejsze osoby w jego życiu. Nie można się przedzielić na pół. Można więc tylko zniknąć.
Gaga rozpoczyna akcję społeczną „Dziecko do podziału. Jak być rodzicem po rozwodzie
Święta to dobry czas na rozejm. Pomyślcie o tym, co możecie zrobić, by Wasze dziecko mogło cieszyć się nimi tak samo, jak inne dzieci. Zaczarujcie wojnę w pokój. Wszystkim z całego serca życzę w święta spokoju i zgody.

Małgorzata Ohme, redaktor naczelna magazynu Gaga

środa, 28 listopada 2012

Spark – pies wyjątkowy



Czy znasz innego psa, który, mówi, śpiewa i opowiada dowcipy?A gdy nie ma się z kim bawić wyje i szczeka?
Nie? Tak myślałem, bo to ja jestem Spark pies wyjątkowy!
Rocky Spark kocha rocka, muzyka to powietrze którym oddycha!
Hip-Hop Spark to pewny siebie raper, który uwielbia tworzyć rymy!
Super Spark to super pies, który jest gotowy do ratowania naszej planety!
Spark to interaktywny, rozmowny, przezabawny psiak z najnowocześniejszą technologią rozpoznawania głosu.
Reaguje na pytania, poproszony opowiada kilka różnych dowcipów, śpiewa piosenk,i w swoim niepowtarzalnym stylu wyje i szczeka!
www.epee.pl

wtorek, 27 listopada 2012

Zabawki w walce z nudą

Jak zaprojektować zabawki, by rozwijały kreatywność dzieci i nie znudziły się po kilku minutach? Jakich materiałów używać, by zachęcały dzieci do własnej twórczości?
Nowo powstała marka LoveKids.pl znalazła na to sposób. Z ekologicznej tektury zaprojektowane zostały domki dla lalek, wigwamy, drzewa, auta do samodzielnego składania i wykańczania. Nie dają gotowych rozwiązań, wymagają zaangażowania, rozwijają dziecięcą wyobraźnie i taki jest ich cel.  
Kartonowe, ekologiczne choinki to właśnie najnowsze zaprojektowane specjalnie na Święta zabawki
Fot. Paulina Kania Pink Wings.


Badania psychologiczne dowodzą, że stymulacja zmysłów: wzorku, słuchu, dotyku, węchu, smaku wpiera prawidłowy, harmonijny rozwój dziecka. Im większa liczba zmysłów jest stymulowana, tym bogatsze są poznawcze przeżycia dziecka. Dlatego właśnie przedmioty projektowane dla dziecka powinny być tak skonstruowane, by umożliwić maluchowi testowanie własnej spostrzegawczości, udoskonalanie sprawności ruchowej i rozwój zdolności poznawczych. Jak podaje Guardian, amerykańscy naukowcy udowodnili, że wczesne dzieciństwo spędzone z książkami i zabawkami edukacyjnymi ma wpływ na rozwój części mózgu odpowiedzialne za język i poznawanie, które są dzięki takim stymulacjom dużo bardziej rozwinięte. Stymulacja kognitywna (poznawcza) dzieci w wieku 4 lat jest kluczowa do rozwinięcia pewnych fragmentów mózgu – a zwłaszcza istoty szarej w zewnętrznej części mózgu – w ciągu kolejnych 15 lat.
Zadaniem nowego projektowania dla dzieci jest wykorzystanie ciekawości dzieci  do poznawania nowych zjawisk, rozbudzanie fantazji i pomysłowości oraz pozwolenie najmłodszym tworzyć to, co chcą i jak chcą i w ten sposób rozwijanie ich naturalnych zdolności. Zabawki muszą być multisensoryczne, interaktywne, skłaniać dziecko do poznawania, poszukiwania, zabawy, nauki i kreatywnego wykorzystania możliwości, jakie dają przedmioty w jego otoczeniu. W ten sposób można naprawdę wspierać dziecko w jego rozwoju.

Pomysłodawczynią i założycielką marki LoveKids.pl jest Katarzyna Radecka dyrektor marketingu SimpliCity – creative printing house realizującego projekty graficzne, a prywatnie mama Zuzy i Poli. Do współpracy zaprosiła młode projektantki, które w swoich pracach często demonstrują głos wewnętrznego dziecka - Martę Krupińską,  Mariannę Czwojdrak, Martę Skrzypczak, Zuznannę Mielczarek. Projektantki z Lovekids.pl zadbały o to, by design służył rozwojowi wyobraźni dzieci i stworzyły zabawki, które zapraszają do indywidualnego ozdabiania, przerabiania. A przy tym są bezpiecznie zaprojektowane z użyciem tylko ekologicznych, trwałych tektur, funkcjonalnie składane, estetycznie zapakowane i wyprodukowane w Polsce. Kolekcja dzieli się na linię Mini, do której należą Autko, Drzewko, Wieża, Domek, linię Midi - Domek dla lalek oraz linię Maxi - Duży domek, Domek/Szałas, Drzewo.

Zabawki LoveKids.pl to pomysł na wspólne spędzanie czasu z rodzicami, składanie fantastycznych papierowych konstrukcji, malowanie, oklejanie, kolorowanie czyli JakimTylkoNamPrzyjdzieDoGłowyOzdabianie!  Warsztaty podczas II Festiwalu Designu i Kreatywności dla Dzieci, pokazały, że z domku dla lalek mali projektanci potrafią wyczarować dom mody, warsztat samochodowy, pałac księżniczki i inne obiekty do zabawy.

Zabawki są dostępne na stronie www.lovekids.pl



Domek/Szałas
Design: Zuzanna Mielczarek
Studentka Architektury i Urbanistyki na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu
Interesuje ją projektowanie architektoniczne, design, moda, ekologia- recykling, wegetarianizm.
W szałasie wigwamie można się skryć i urządzić swoją „bazę”. Otwory w dachu wpuszczają niezbędną porcję światła, ale także nawiązują do tradycyjnych indiańskich wzorów. Kolory, ozdoby - pióra, flagi, totemy. Wszystko zależy od wyobraźni dziecka. 



Domek dla lalek

Design: Marta Krupińska
Absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu w zakresie projektowania produktu i form przemysłowych. Jej projekty były wielokrotnie wystawiane i nagradzane. Współpracuje z firmą Meble Vox, właścicielka firmy projektowej Doto Form.
Dom dla lalek ma zaprojektowane wnętrze na kilka pokoi, gdzie można tworzyć swoje meble, ozdoby lub wstawić inne zabawki, które najbardziej lubimy. Po złożeniu ma praktyczną rączkę, by łatwo zabrać domek z sobą, gdy wychodzimy.






Drzewo
Design: Marta Skrzypczak
Pracuje w dziale designu SimpliCity, gdzie zajmuje się m.in. tworzeniem kreatywnych konstrukcji z kartonu. Prywatnie mama dwójki wesołych maluchów. Tworząc projekty LoveKids.pl myśli o potrzebach dzieci.
Drzewo ma prostą konstrukcję i wiele możliwości na własne ozdabianie. W komplecie ptaszki i owoce, które pokolorowane będą wraz z drzewem tworzyć przestrzenną formę rzeźbiarską.




Domek, Autko

Design: Marianna Czwojdrak
Studentka Uniwerystetu Artystycznego w Poznaniu, wydziału Wzornictwo, specjalność sztuka projektowania krajobrazu. Interesuje ją tworzenie miejsc tymczasowych w tkance miejskiej.
Oba projekty - Domek i Drzewko to małe formy, które łatwo zabrać ze sobą i przenieść zabawę w dowolne miejsce. Idealne dla młodszych dzieci. 


wtorek, 20 listopada 2012

Wielki finał akcji charytatywnej


Sukces akcji charytatywnej organizowanej przez markę BAGGI Design oraz Podkarpackie Hospicjum dla Dzieci. W poniedziałek 19 listopada w Rzeszowie odbył się wielki finał akcji charytatywnej organizowanej przez markę BAGGI Design oraz Podkarpackie Hospicjum dla Dzieci. Dwaj podopieczni rzeszowskiego hospicjum otrzymali wcześniejszy prezent mikołajkowy - odnowiony pokój! Akcję promował Rafał Cieszyński, wraz z żoną Alżbietą Leńską-Cieszyńską. Aktor odwiedził 14-letniego Bartka i 15-miesięcznego Sylwka w ich domu w Wólce Pełkińskiej.

Rafał Cieszyński to aktor młodego pokolenia, znany między innymi z serialu "Ojciec Mateusz". Od września wspólnie z żoną namawiał na facebookowym profilu Baggi Design do pomocy chorym braciom Bartkowi i Sylwkowi. Bartek ma 14 lat i cierpi na dziecięce porażenie mózgowe. Jego najmłodszy braciszek, 15-miesieczny Sylwek jest obecnie diagnozowany, ale prawdopodobnie cierpi na tę samą chorobę. Chłopcy mają jeszcze czworo zdrowego rodzeństwa - Sabinę, Gabrysię, Arka i Tymka. Dziećmi zajmuje się mama, a na utrzymanie rodziny pracuje tato.

W ubiegłym tygodniu pracownicy firmy Globinit Development, właściciela marki Baggi Design, w dwa dni zmienili nie do poznania pokój. Ściany zostały odświeżone i pomalowane na nowe kolory. Położono nową wykładzinę, założono rolety w oknach. W końcu w pokoju stanęły nowe meble i zawisły nowe obrazki i dekoracje. Oprócz szaf i szafek pojawiły się nowe łóżka dla chłopców oraz specjalny, duży przewijak, który ułatwi mamie ich pielęgnację. Pokój okazał się wspaniałym prezentem dla całej rodziny. Dzieci najbardziej cieszyły się z nowej kanapy, fotelików i puf, a mama musiała wręcz wyznaczyć kolejkę do korzystania z największej pufy, gdyż dzieci uwielbiają leżeć na niej i oglądać telewizję.

Rafa Cieszyński po odwiedzeniu dzieci w Hospicjum stacjonarnym odwiedził rodzinę Kojderów. Rozmawiał z dziećmi o ich zainteresowaniach i marzeniach, na przygotowanych przez nich karteczkach wypisywał dedykacje z autografem. Mama poczęstowała wszystkich własnoręcznie upieczonym, pięknym tortem.

Akcja zainicjowana przez markę BAGGI Design miała na celu zaangażować internetową społeczność w pomoc chłopcom. Został utworzony fanpage, na który zgromadziło się blisko 3 tysiące fanów inicjatywy. „To bardzo dobry początek, by edukować społeczność o kondycji polskich hospicjów, ich problemach oraz kłopotach podopiecznych, a także budzić chęć niesienia pomocy tym najbardziej potrzebującym” mówił dyrektor firmy Teodor Trawka. Zapewnił, że to nie ostatnia akcja pomocy w jaką włączy się firma: „Chcemy robić takie akcje częściej. Gdy zgłosiliśmy się do hospicjum z propozycją pomocy, chcieliśmy to zrobić po cichu. Przekonano nas, żeby zrobić to inaczej. W naszym społeczeństwie wstydzimy się podpisać pod tym, że robimy coś dobrego. Taka akcja może przekonać, że warto angażować się w pomoc”.

Akcja wciąż gromadzi swoich zwolenników na profilu https://www.facebook.com/BaggiDesign i wcale nie zamierza zaprzestać swojej działalności.

środa, 14 listopada 2012

Rodzina od nowa



Nie jesteśmy wyjątkowi. Sobotnie zakupy w markecie, potem basen i obiad. Nasza historia nie jest wyjątkowa. Nie lubiłeś tego nigdy. Chociaż dziś twierdzisz, że normalność to najlepsze, co ci się mogło przytrafić.


Po pierwsze: Zdziwienie 
Nawet nie spytałam, co się stało. Przecież to już wcześniej zdarzało się tyle razy. Gwałtowna była ta nasza miłość. Skąd więc miałam wiedzieć, które „kocham” jest już tylko lękiem, a które „odchodzę” tym prawdziwym. To chyba był czwarty dzień naszej kłótni. Jak zwykle mijaliśmy się w drzwiach bez słowa, nie dzwoniliśmy w ciągu dnia. Tylko krótkie: „Pojedziesz dzisiaj po Hanię?”, „Zapłać czynsz, proszę”. Nic nie przeczuwałam, przecież znałam scenariusz. W końcu na stole w kuchni zostawiałeś karteczkę: „Pogadamy?”. Czasem, rzadziej, ustępowałam pierwsza. Prosiłam mamę, by została z Hanią. Zabierałam cię na obiad albo do kina. Teraz to ja wyciągnęłam rękę, bo czas milczenia nieznośnie się przedłużał. „Ciągle się gniewasz?”, spytałam. Wyczułam obcość. Nie spytałam: „Co się stało?”. Potem mi wyrzuciłeś, że w ogóle rzadko pytałam. Zaczęłam monolog: „Nie kłóćmy się, proszę, chciałabym pojechać na weekend do Trójmiasta, trzeba ustalić, co z karate Hani…”. Ale głos mi zamarł. Zobaczyłam, że stoisz oparty o krzesło  i patrzysz. Nie, nie na mnie tylko przeze mnie. „Słyszysz?”, upewniłam się. „Czuję, że jestem w dziwnym punkcie życia”, odpowiedziałeś. „To znaczy w jakim?”, zdenerwowałam się. Tego wieczoru spałeś na kanapie, a ja myślałam, że po prostu zwariowałeś. Tydzień później spakowałeś swoje rzeczy w walizkę, którą kupowaliśmy razem na lotnisku w Kopenhadze. Tej ostatniej nocy spytałeś: „Mogę się tu jeszcze przespać? Rano powiem Hani. Nie chcę, żeby się przestraszyła, że mnie nie ma”. „Wynoś się”, rzuciłam. „Potrzebuję czasu, taki próbny miesiąc w samotności”.

Po trzecie: Porównanie
Była ładna. Delikatne rysy, jasne włosy, upięte w ciasny kucyk. Pierwszy raz zobaczyłam ją w Internecie. Ile razy oglądałam jej zdjęcia? Ona z przyjaciółmi na wakacjach, na spacerze z psem (przecież ty masz uczulenie na sierść), w kostiumie (wybacz, jednak ma ciut za duże stopy i ręce), ze swoją córeczką (ile ona była młodsza od naszej?). Roześmiana, zamyślona, zapracowana. Każde z tych zdjęć rozbierałam na części pierwsze. Spojrzałam na inną kobietę, jak mężczyzna. Chciałam dostrzec, zbadać, co cię w niej urzekło. Potem pojechałam do waszej firmy. Czekałam w samochodzie, aż wyjdzie na papierosa. Śmiała się z kimś, żartowała, potem szła na obiad do pobliskiej restauracji. Zastanawiałam się, jak to możliwe, że nie ma wypisane na twarzy: „Jestem Jego kobietą, Odbiłam Go tamtej, jestem przez Niego kochana”. I jeszcze zastanawiałam się, jak ona może w ogóle śmiać się i jeść. Ja nie jadłam tygodniami. Chodziłam jej ścieżkami, wypytywałam wspólnych znajomych, jaka jest. Czepiałam się jak ostatniej deski opinii, że jest trochę szalona, neurotyczna, roztrzepana. Przecież ty nie lubisz takich kobiet? Raz do niej zadzwoniłam: „Czy pani wie, że ja mam córkę?”, spytałam. „Przepraszam”, odpowiedziała. Tak jakby jedno „przepraszam” cokolwiek usprawiedliwiało. Nienawidziłam jej nawet za tą delikatność, za to, że nie chciała mnie urazić. W odpowiedzi na mojego mejla napisała: „Jeśli on do ciebie wróci, nie będę walczyć. Jest mi przykro, próbowałam zniknąć, odnajdywał mnie”. Chciałam odpisać: „Tak, jasne. Doskonale wiem, jak potrafi walczyć, gdy czegoś pragnie”.

Po trzecie: Udawanie
„Słyszy mnie pani?”, spytała pani sprzedawczyni w sklepie, gdzie kupowałam Hani zeszyty do szkoły. Spojrzałam zaskoczona. Pomyślałam: „Jasne, że nie słyszę. Co mnie to w ogóle wszystko obchodzi?!”. Wpadałeś do Hani trzy razy w tygodniu. Zabierałeś na weekendy. Nasze dziecko traktowało to jak świetną zabawę. „O, tata ma nowy domek”. A potem te wszystkie drobiazgi, których nie chce się zauważać. Zadzwoniłeś i spytałeś, jak się robi schab ze śliwkami. „Po co ci przepis na schab?”, spytałam, głos uwiązł mi w gardle. I twoja zbyt lekka odpowiedź. „No przecież wiesz, że uwielbiam”. Inny zapach, który unosił się, gdy wpadałeś do Hani, wyciszony telefon i to, że zabierałeś go nawet do łazienki. I inne drobiazgi: Pamiętasz, jak Hania powiedziała: „Ciocia Marta też lubi makaron”, „Kto to jest Marta?”, wycedziłam. „Koleżanka”, odpowiedziałeś. Nawet nie czułeś się w obowiązku przede mną tłumaczyć. Przyjaciółki radziły: „Porozmawiaj z nim. Albo wraca, albo koniec”. Setki pytań: „Ale co się stało?”, „Jesteście w końcu razem?”, „Kto chciał separacji?”. Upokorzenie. Co innego rzucić męża, co innego kochać męża, czekać na jego: „Kocham, przepraszam”.
I tamten wtorek. Zadzwoniła M., przyjaciół ka i powiedziała: „Słuchaj, może ci nie powinnam ci tego mówić, ale po co się łudzić. On przyszedł na firmową imprezę z taką blondynką, Martą”. Byłeś na zebraniu, kiedy zadzwoniłam. Krzyczałam. Powiedziałeś sucho: „Wpadnę wieczorem”. Wyłączyłeś komórkę. Ileż razy ci się nagrywałam? Zapomniałam dać Hani kolację, i chociaż wcześniej obiecałam – nie pomagałam jej w narysowaniu jesieni na plastykę. Nie potrafiłam ruszyć ręką, jak więc mogłam kroić pomidora i malować liście? A potem ten straszny wieczór. „Zakochałem się, to silniejsze ode mnie”. Byłeś taki spokojny, chciałeś pobiec do apteki po proszki uspokajające, zabrać Hanię, żebym mogła się wypłakać. Odpowiedziałam: „Jest w porządku”. Chociaż chciałam błagać, żebyś dał nam szansę, przepraszać za nieodebrane telefony, dni pełne nudy, za to, że nie chciało mi się kochać ani robić ci kolacji.
Katarzyna Troszczyńska

Cały tekst znajdziesz w listopadowym magazynie Gaga



czwartek, 8 listopada 2012

Pluszowy Miś Piou Piou


Będzie wspaniałą i zapewne ulubioną przytulanką dla młodszych i starszych. Miś Piou Piou jest tak zaprojektowany, by rozwijać sprawność motoryczną dziecka. Można kupić w prezencie misia dziewczynkę – Miś Girl – albo misia chłopca – Miś Boy. Każdy pluszak jest zapakowany w eleganckie pudełko, które również może służyć do zabawy, na przykład w chowanie skarbów.


www.babyhana.pl

środa, 7 listopada 2012

Jaki człowiek jest z natury piękny


Znajoma architektka wnętrz opowiadała mi ostatnio historię, która zaskoczyła ją, a mnie wcale. Po powrocie z wieloletniej pracy za granicą została poproszona o pomoc w aranżacji bardzo dużego domu jednej z zamożnych rodzin. W przedsionku tego dworu było idealne miejsce na duże lustro, które po uzgodnieniu z panią domu zamówiła. Gdy lustro przyjechało i zawisło w planowanym miejscu, bardzo atrakcyjna właścicielka stanęła przed nim i wpadła w przerażenie. „To lustro jest za duże!”, krzyknęła. „Dlaczego?”, zapytała zdumiona architektka. „Bo widać w nim całe ciało! Nikt się w nim nie przejrzy!”. No właśnie. Duże lustro, dużo kompleksów, wstydu, nawet odrazy. 
Nic a nic nie byłam zdziwiona tą opowieścią, bo spotykam takie osoby na co dzień. Młodzież na warsztatach Strefy Młodzieży, moje przyjaciółki, wreszcie siebie. Pytam czasem: „Kto stanąłby nago w świetle dnia przed innymi?”. Zgłasza się jedna, dwie osoby. Rzadko prawdziwie, częściej dla żartu albo aprobaty innych. Rozmawiam z młodzieżą o ciele, intymności, płciowości, wreszcie seksualności. Wszystkie tematy łączy podstawowy problem: akceptacji ciała, a właściwie jej braku. Myślałam: „Przeciętny człowiek wstydzi się ciała”. Okazuje się, że „nieprzeciętny” też. Długo trwało, nim udało nam się namówić osobę znaną, by zgodziła się wziąć udział w nagiej sesji z dziećmi. „Co powiedzą inni? Czy posądzą mnie o ekshibicjonizm? Będę uważana za złą matkę?” – takie obawy słyszałam wokół. Dziękuję Patrycji Woy-Wojciechowskiej za odwagę i ryzyko, które podjęła razem z nami. Jej sesja z dziećmi była dla mnie osobiście przepięknym doświadczeniem obcowania z miłością, spontanicznością, otwartością i radością. Wszystkie kobiety, które miały okazję uczestniczyć w tej sesji  stały oniemiałe – nie mogłyśmy oderwać wzroku od wtulonych w siebie małego i większego ciała. Myślałam tylko o tym, jaki człowiek jest z natury piękny. Chciałabym, aby tak było w polskich domach: intymnie, naturalnie, z granicami, które nie krępują naszych emocji i zachowań. By mały człowiek wyrastał w szacunku i miłości dla ciała. Swojego i innych.
Porozmawiajcie z nami na ten temat. Napiszcie o swoich uczuciach i obawach. Pomyślmy wspólnie, co możemy dobrego zrobić w tej sprawie, jak znaleźć złoty środek między potrzebą ludzką a normami społecznymi. Czy to jest w ogóle możliwe?
Za oknem złote liście, pozdrawiam jesiennie.
Małgosia Ohme

poniedziałek, 22 października 2012

Jak w brzuchu mamy



Sleepyhead to szwedzki produkt stworzony z myślą o niemowlakach. Powstał, aby nowonarodzonym dzieciom stworzyć przyjazne otoczenie i zapewnić poczucie bezpieczeństwa. To wielofunkcyjna leżanka, która ma wiele zastosowań: może służyć jako mini łóżeczko turystyczne, przewijak; wkładka do łóżeczka, dziecko może w nim wędrować z nami po całym domu.
Sleepyhead otulając dziecko zapewnia mu poczucie bezpieczeństwa - Maleństwo czuje się w nim jak w brzuchu mamy. Dzięki swojej konstrukcji ułatwia i zachęca dziecko do leżakowania na brzuszku wspomagając jego rozwój motoryczny.
Bardzo wygodne, gdy dziecko śpi razem z mamą, mama nie zsunie się na dziecko, które jest zabezpieczone bocznym wałkiem a dziecko nie wsunie się pod kołdrę; dodatkowo gdy zaśnie bez wybudzania można je przenieść do łóżeczka.
Produkt ma certyfikat Oeko Tex 100 - jest przebadany na obecność 100 szkodliwych składników.
Ma właściwości antyalergiczne, antygrzybiczne i antybakteryjne, a jednocześnie można go prać w pralce.

www.BialaKamieniczka.pl

czwartek, 18 października 2012

Kolory i uczucia

Automatyczne składanie i rozkładanie -wgodna i szybka obsługa , to jeden z wielu atutów tego wózka. Stelaż może być  bazą zestawu „3w1” tzn. Można do niego wpiąć fotelik Maxi-Cosi (0-13kg.) lub gondolę Quinny
Quinny prezentuje kolekcję stylowych i kolorowych wózków spacerowych pod nazwą Quinny Moodd. Quinny Moodd łączy w sobie z zadziwiającą łatwością efektowność wyglądu, wygodę użytkowania i komfort zarówno dla rodzica, jak i dziecka. Wózek jest gotowy do użytku w ciągu kilku sekund dzięki automatycznemu mechanizmowi rozkładania. Szeroka gama kolorów i kreacji gwarantują, że każdy świadomy swoich potrzeb i mający wyczucie stylu rodzic będzie mógł znaleźć "Moodd" odpowiadający jego lub jej gustowi. Quinny Moodd  jest dostępny w sprzedaży od października 2011 w ośmiu różnych kolorach.



Głównym celem, zgodnie z którym opracowano Quinny Moodd, było stworzenie produktu przyjaznego dla użytkownika. Płynnie działający mechanizm rozkładania sprawia, że obsługa wózka jest łatwa dla każdego rodzica, i w każdej sytuacji, nawet podczas trzymania w tym samym czasie dziecka na rece  lub torby z zakupami. Quinny Moodd to kompletny i zarazem dynamiczny produkt. Dzięki regulowanemu siedzeniu, dziecko może siedzieć w wózku zarówno przodem, jak i tyłem do kierunku jazdy. Z wózka Mood dziecko może korzystać już od momentu narodzin na rozłoąonym do pozycji leżacej siedzeni w połączeniu ze spiworkiem Kokon. Istnieje również możliwość mocowania na Quinny Moodd  fotelika samochodowego Maxi-Cosi dla niemowląt 90-13 kg.). Adaptery umozliwiające wpięcie fotelika są w wyposażeniu wózka.


Wózek jest wyposażony w  eleganckie kubełkowe siedzenie. Zewnetrzna część siedzenia wykonano z wysokiej jakości tworzywa w kolorze białym lub czarnym, z połyskiem. Natomiast tapicerka siedziska dostępna jest aż w ośmiu różnych kolorach , spośród których rodzice mogą wybrać najbardziej im odpowiadajacy kolorem, własny Quinny Moodd. Do dostępnych kolorów należą czarny Black Devotion, brązowy Brown Fierce, niebieski Blue Reliance, czerwony Red Revolution, fioletowy Purple Power, zielony Green Courage, Natural Delight (biały stelaż) oraz różowy Pink Passion (biały stelaż). Quinny Moodd stanowi wyrazisty kolorowy akcent w miejskim otoczeniu.

 Producent:  Dorel
Cena spacerówki ok.:   2.300 zł.
Cena gondoli ok.  850 zł

www.quinny.com

środa, 17 października 2012

Na zimowe spacery


Little Bird to młoda polska marka akcesoriów dla dzieci. Śpiworek Little Bird powstał dla wszystkich mam i dzieciaków, które kochają długie spacery. Śpiworek zapewnia wyjątkową ochronę przed mrozem, wiatrem i deszczem. Pasuje do większości wózków – ma otwory, które umożliwiają zapięcie dziecka w pasy. Jest wyjątkowo ciepły, więc w mroźne dni nie musimy ubierać dziecka w specjalne kombinezony. Polar, którym wyściełany jest śpiworek od wewnątrz, ma właściwości antyalergiczne. Dwustronnie odpinające się zamki pozwalają na zostawienie brudnych bucików na zewnątrz śpiworka lub zupełne odpięcie górnej części, gdy wchodzimy z dworu do pomieszczenia – bez konieczności wypinania dziecka. Śpiworki są dostępne w siedmiu kolorach.

www.BialaKamieniczka.pl

wtorek, 16 października 2012

Przenośne krzesełko


Totseat zamienia wszystkie krzesła w fotelik dziecięcy. To przenośne krzesełko nadaje się dla dzieci, które już samodzielnie siedzą.  Można z niego korzystać w domu, na spacerze lub podczas dalekich  wypraw. Można je złożyć i schować do torebki. Można prać w pralce.
Krzesełko Totseat jest najbardziej wszechstronnym produktem na rynku. Dopasowuje się do krzeseł z wysokimi i niskimi oparciami, z wystającymi elementami. Jest bardzo proste w użyciu. Wystarczy je nałożyć na oparcie krzesła, dostosować długość, mocno zapiąć, a dziecko będzie mogło bezpiecznie i stabilnie siedzieć.

Cena krzesełka: 135 zł.
www.gumowakaczuszka.pl

poniedziałek, 15 października 2012

Laboratorium botaniczne Zielona Fabryka

Zielona Fabryka


Laboratorium botaniczne Zielona Fabryka to zestaw do prowadzenia obserwacji dla małych badaczy przyrody. Instrukcja opisuje 14 eksperymentów. W zestawie znajdują się: drewniany stojaczek laboratoryjny z otworami na 3 pojemniki, 5 pojemniczków laboratoryjnych, 6 torfowych doniczek, 6 tabletek z ziemią – podłoży torfowych, 2 gąbki do kiełkowania nasion, woreczek z 8 różnymi gatunkami roślin, mała lupa, łopatka, linijka, pęseta, kroplomierz, podpórki dla roślinek, 4 karty identyfikacyjne dla posadzonych roślin, 3 arkusze z kartami do zapisywania obserwacji, książeczka (w 6 językach) z propozycjami eksperymentów. Cena fabryki to: 92,00 zł.
Pikinini.pl

środa, 10 października 2012

Żegnaj, Kopciszku



Kiedy urodziło się moje pierwsze dziecko, owładnięta pasją kupowania zabawek (jemu? sobie?) szukałam przed mikołajkami figurki rycerza na koniu. Wśród dziesiątek dziarskich junaków, których zobaczyłam na półce, były też dwie księżniczki. Dwie bidulki, które czekały na półce, aż ktoś je zechce. Jedna stała w białej sukni, z opuszczoną głową i różą w ręce. Druga zapraszała z uśmiechem do tańca – wyeksponowana, różowa i bufiasta. „I to wszystko?”, dziwiłam się. A gdzie jest wojownicza księżniczka, taka z mieczem i w ogóle? Dziesięć lat temu, kiedy urodziło się moje pierwsze dziecko, nie znalazłam żadnej. Teraz jest za to ich pełno, bez problemu kupuję córce uzbrojoną elficę na koniu. A z plakatu obok zaprasza do kin Merida Waleczna. „Oj, coś się zmieniło”, cieszę się.

Życie jak w bajce
Przyjrzyjmy się: jakie figurki odlewa się ostatnio z plastiku w chińskich fabrykach i w jakie atrybuty scenarzyści wyposażają postacie kobiece? Wiele to mówi o nas i współczesnej kulturze. Zabawki i filmy oddają wartości, którymi chcemy nasączyć nasze dzieci, żeby wyrosły na ludzi pasujących do społeczeństwa. Dzisiejsze filmy animowane pełnią funkcję baśni. Ich bohaterowie mówią pomagają nam ustalić, kim jesteśmy i czego oczekujemy od innych.
Baśniowe wątki przedarły się do filmów animowanych i kreskówek, pobudzają wyobraźnię projektantów zabawek. Filmy i zabawki można uznać za ekspresję Jungowskiej zbiorowej nieświadomości – pokazują nam archetypy, wzorce zachowania. Bruno Bettelheim doceniłby terapeutyczne znaczenie animacji i ich wartość metaforyczną. Kinowe , doprawione magią i D, mówią dziecku: „Tak się zachowują dziewczynki, a tak – chłopcy! Ty możesz płakać, a ty nie. Ty na różowo i czekasz z wdziękiem, ty na niebiesko i pędzisz!”. Filmy dla dzieci są  niezwykle skutecznymi przekaźnikami wzorców, bo nie prawią morałów i nie nakazują niczego wprost. A to, co zostało zasugerowane, co zdołamy sobie sami dopowiedzieć, zwerbalizować i uzupełnić, działa na naszą wyobraźnię i pamięć wiele silniej niż treści podane metodą „kawa na ławę”. Na tym polegała magia tradycyjnych baśni podobnie oddziałują współczesne filmowe. Zaspokajają potrzeby dziecka, opowiadając mu historię o tym, jakie może być, jakim mu być nie wolno i jak sobie poradzić z tym, kim się jest.
Historie pełnią też funkcję modelującą: zalecenia typu „umyj zęby” dzieci z radosnym piskiem odrzucają, posłuszne zjawisku reaktancji, natomiast jeśli wszystkie małe supermisie w bajce myją zęby, to szczoteczki idą w ruch, bo fajnie też tak robić, jak robią supermisie.
Zabieram córkę do kina świadoma tego, że wycieczka do kina na „Zaplątanych” lub „Meridę Waleczną” jest w gruncie rzeczy lekcją wychowawczą, co do której mogę być pewna, że czterolatka ją przyswoi i zapamięta. Na co mogę liczyć? Co się właściwie zmieniło we wzorach postaci kobiecych od czasu, gdy babcia opowiadała mi „Czerwonego Kapturka”?

Z mieczem, bez ścierki
Pierwsze, co widzimy, to całkiem nowy rodzaj bohaterki, który z grubsza można by określić mianem: wyemancypowana księżniczka. W typologiach bajek magicznych i baśni na początku XX wieku wyróżniano takie typy kobiece, jak: zdobywana narzeczona, mądra dziewica, zaklęta królewna i niewierna żona. Pojawiała się jeszcze Baba Jaga lub inna wróżka, dobra albo zła – ale nie jako bohaterka, tylko jako pomocniczka albo przeszkoda. Tymczasem teraz w kinie spotykam Meridę Waleczną, która kroi jabłka mieczem, jeździ konno, nie słucha mamy, nie chce wyjść za mąż i nie lubi prac domowych. Jak interpretować taką postać?
W baśniach dzieciństwa bohaterki musiały być pracowite. Kopciuszek wybierał bez skargi mak z popiołu i mył naczynia za głupie siostry, dzięki czemu w końcu wszyscy go polubili. Czerwony Kapturek zaliczył złą przygodę z wilkiem, bo skusił się na lenistwo w trawie i zrywanie kwiatków, zamiast grzecznie dźwigać koszyczek babci. Bajki tego typu niosły przekaz: dobra dziewczyna to ta, która sprząta, gotuje, niańczy, pracuje. W ten sposób robiono pranie mózgu kobietom sprzed ery partnerskiego podziału obowiązków domowych: „Dziewczynko, twoim przeznaczeniem jest praca, trud i cierpienie – nie buntuj się, bo zje cię wilk”.
Tę pracowitość Kopciuszka, wykpioną przez feminizm, można też jednak rozumieć inaczej. W „Biegnącej z wilkami” Clarissa Pinkola Estés analizuje baśń podobną do Kopciuszka, o dziewczynce osieroconej przez matkę, wykorzystywanej do ciężkich robót przez macochę i dwie siostry, wysłanej do lasu do Baby Jagi po ogień. Dziewczynka pracuje tam ciężko, sprząta, gotuje, oddziela mak od popiołu. Pomaga jej w tym mała laleczka, podarunek od matki. W końcu dziewczynka wraca do domu od Baby Jagi i przynosi ogień, który spala złą macochę i jej córy. Estés interpretuje baśń jako przekaz: „Żeby dojrzeć i dorosnąć, musisz oderwać się od matki i zaufać sobie, swojej pracy, swojej intuicji, mówiącej ci, jak robić różne rzeczy. Poradzisz sobie!”.
Można tak rozumieć również wątki związane z pracą, pojawiające się w innych baśniach. W „Oślej skórce” królewna ucieka z domu, znajduje pracę i robi karierę „od posługaczki do królowej”, a Królewna Śnieżka przestaje wreszcie obijać się w pałacu u macochy, wyrusza w świat i uczy się pracować na rzecz innych, sprząta Krasnoludkom. Praca jest tu częścią drogi bohatera, który odrywa się od maminego cycka (niekoniecznie z własnej woli) i szuka swojej nowej tożsamości. Co na to Merida Waleczna? Nie umie piec ciastek ani zamiatać. Podobnie jak Mulan, nie umiałaby nawet nalać herbaty bez rozlewania. Za to obydwie świetnie walczą – przejęły pracę mężczyzn.

Bestia bez obrączki
Zmieniło się też podejście do seksu. Dawna bohaterka baśni była bierna, skromna, posłuszna i wycofana seksualnie. Jej marzeniem i spełnieniem było małżeństwo, do którego często dochodziło bez jej starań, po prostu siłą rzeczy, w nagrodę za dobre (patrz: posłuszne, pracowite, skromne, bierne) zachowanie. Jednak bohaterki nie mogły otwarcie marzyć o małżeństwie ani do niego dążyć – Roszpunka, Śpiąca Królewna, Kopciuszek czy Piękna nie ośmielały się same aktywnie poszukiwać męża, raczej godziły się na swój los lub były zdobywane. Inne zachowanie źle by o nich świadczyło. Gdy Czerwony Kapturek zapomina się i rozmawia z wilkiem, Bettelheim interpretuje to jako dziewczęcą próbę rozpoznania własnej płciowości. Czerwony Kapturek zostaje ukarany za ciekawość, aktywność i podtrzymywanie relacji z wilkiem – zostaje pożarty.
Podsumowując, w sprawach miłości i seksu kobiecym postaciom zalecana jest aktywność, zamiast przebierania maku w kącie. Należy odnaleźć siebie, przy okazji można (niekoniecznie trzeba) znaleźć miłość. Ślub? Poczekajmy z tym! I zauważmy, że są to zalecenia kierowane dawniej w tradycyjnych baśniach do męskich bohaterów – głupich Jasiów, królewiczów i innych nieboraków. Dziś księżniczki przejęły ich cele.

Politycznie świadome

Na koniec jeszcze jedna różnica: dawniej w baśniach celem było dobro (czyli małżeństwo) uzyskane przez samą tylko główną bohaterkę. Dziś Merida, Mulan, Amidala, minimkowa Selena i inne bohaterki osiągają cel (tożsamość, wolność, miłość) pod warunkiem, że jednocześnie troszczą się też o dobro ogółu. Merida poskramia swoją niezależność dla dobra Szkocji, Mulan szczęśliwie udaje się pogodzić zamiłowanie do niezależności z ożenkiem ratującym honor rodziny, a Fiona, wychodząc za Shreka, jednocześnie ratuje krainę przed kryzysem. Księżniczki mają nie tylko osobisty cel – walczą też często o jakąś sprawę, ratując miasto, kraj czy planetę. Ich działanie przechodzi ze sfery prywatnej (tradycyjnie kobiecej) do publicznej (tradycyjnie męskiej).
Wiele wątków wskazuje na to, że księżniczki zmężniały. Przestały nosić się na różowo. Władają mieczem, strzelają z łuku albo znają kung-fu. I wreszcie: polubiły się z bestiami niekoniecznie w celach matrymonialnych – same odnajdują w sobie dziki, nieujarzmiony pierwiastek natury. To dlatego Fiony pilnuje smoczyca, a mama Meridy zmienia się w niedźwiedzicę. Wzór kobiecej postaci lansowanej dziś w kreskówkach można by nakreślić tak: „Dobra dziewczynka to taka, która zachowuje się jak rycerz”. I zgodnie z tym, w sklepach zabawkami cieszy oko wybór wojowniczych księżniczek.
Jest i druga strona medalu: dla równowagi, niektórzy męscy bohaterowie kreskówek nauczyli się troszczyć o innych i gotować (Shrek gotuje i przewija dzieci). Czy to koniec ewolucji? Nie sądzę. Podczas ostatniego przeglądu w sklepie z zabawkami znalazłam figurkę kobiety-elfa jadącej konno i trzymającej u piersi niemowlę. Nie natknęłam się jeszcze na figurkę rycerza uczącego synka strzelać z łuku, ale nie tracę nadziei. Archetypy nam się mielą, będzie jeszcze wesoło, dlatego z ciekawością wypatruję, co nowego w kinach dla dzieci.

Katarzyna Wasilewska

poniedziałek, 8 października 2012

O różnych obliczach miłości macierzyńskiej


Konrad Lorenz, australijski etolog, laureat Nagrody Nobla, który badał zachowania zwierząt, odkrył, że kaczki i gęsi podążają za pierwszym przedmiotem, który porusza się przed ich oczami w ciągu kilku pierwszych dni ich życia. Pisklę zapamiętuje dany przedmiot i później nie odpuszcza go na krok. Ten proces, który Lorenz nazwał „wdrukowaniem”, dotyczy nie tylko zwierząt, ale opisuje także mechanizm przywiązywania się dzieci. W ciągu pierwszych trzech miesięcy życia kształtują się podwaliny więzi między nim i rodzicami, którą trudno potem zerwać. Więź dziecka z matką jest więc czymś naturalnym, biologicznym, pojawia się od początku istnienia. My, matki, kochamy swoje dzieci już wtedy, gdy jest ono maleńkim ziarenkiem, jeszcze mocniej, gdy słyszymy jego bicie serca, a potem widzimy na monitorze. Kiedy się rodzi, jesteśmy w pełni gotowe, by je kochać.
Jednak nie zawsze. Trudno nawet wyobrazić sobie uczucia, które towarzyszą kobiecie, kiedy zdaje sobie sprawę, że nie jest pewna, czy kocha swoje dziecko. Nie może o tym nikomu powiedzieć, bo przecież nie ma gorszej matki niż ta, która nie kocha. Nie może nawet szukać wsparcia u partnera, bo jaką okaże się w jego oczach kobietą? Zostaje sama, z poczuciem winy i lękiem.
Czasami przyczyna jest prosta. Same były niekochane. Albo miłość rodzica była naprzemienne z krzywdą lub odrzuceniem. Albo tysiąc innych powodów, które tworzą z nich „emocjonalne kaleki”. Smutny, ale prawdziwy obraz tej niewyidealizowanej, trudnej miłości i znajdziecie Państwo w tekście Kasi Troszczyńskiej „Nie kocham swojego dziecka”. Z drugiej strony piękną postawę bezwarunkowej miłości matki do dziecka, które okazuje się gejem, odnajdziecie w rozmowie Michała Pozdała z Alicją, mamą Alka. Na pytanie, co pomogło jej zaakceptować jego orientację seksualną, odpowiada: „Nie musiałam niczego specjalnie akceptować. To było wkomponowane w bycie jego mamą”.
Spotykam na swojej drodze bardzo różne matki. Te odważne, świadome, pewne siebie. I te słabsze, przerażone, bezradne. Wszystkie one chcą najpiękniej jak można kochać swoje dzieci. Czasami jednak bez pracy nad sobą, bez ujarzmienia swoich demonów z przeszłości, jest to zwyczajnie niemożliwe.


Małgorzata Ohme,
redaktor naczelna magazynu Gaga

piątek, 28 września 2012

Umeblują pokój dla podopiecznych rzeszowskiego hospicjum!

http://www.facebook.com/GagaMagazyn/posts/363605343722112
Dwaj podopieczni hospicjum dla dzieci będą mieli pięknie umeblowany i odnowiony pokój. Meble przekaże marka Baggi Design. Wystarczy kilka sekund - wejdź na Facebook i zostań fanem akcji!

Chcesz pomóc dzieciakom a nie masz na to czasu lub możliwości finansowych? Przyłącz się do akcji profilu Baggi Design! Czeka na Ciebie Podkarpackie Hospicjum dla Dzieci, które codziennie zajmuje się domową opieką nad nieuleczalnie chorymi dziećmi. Chory maluch przebywa z rodzicami we własnym domu, a pracownicy hospicjum przyjeżdżają na wizyty. Facebook`owa akcja umeblowania miejsc ważnych dla chorych dzieci, w której bierze udział coraz więcej chętnych do pomocy Polaków, to dopiero początek góry lodowej. Pochodząca z Podkarpacia marka mebli dla dzieci i młodzieży BAGGI Design postanowiła pomóc dwóm z jego podopiecznych. Wspólnie z partnerami, przy wsparciu aktora Rafała Cieszyńskiego, jego żony Alżbety Lenskiej oraz internautów, odnowią ich pokój!

Bartek ma 14 lat i cierpi na dziecięce porażenie mózgowe. Ma pięcioro rodzeństwa. Jego najmłodszy brat, roczny Sylwek, prawdopodobnie cierpi na tę samą chorobę co Bartek. Mama opiekuje się dziećmi, tata pracuje. Mama musi codziennie rano przenosić chłopców z pokoju na górze do pokoju na dół, a wieczorem zanosi ich do spania na górę. Teraz chłopcy będą mieć pokój na dole. Będzie tak urządzony, żeby w ciągu dnia mogły korzystać z niego wszystkie dzieci.

Fundacja Podkarpackie Hospicjum dla Dzieci to wyjątkowy punkt na mapie Podkarpacia, zarówno ze względu na swój dobroczynny i bezinteresowny charakter, jak i wyjątkową w skali całego kraju działalność. Cieszymy się tak dużym oddźwiękiem, chęcią pomocy i deklaracją przyłączenia się do akcji - deklaruje Teodor Trawka, dyrektor ds. marketingu i sprzedaży w firmie Globinit Development Sp. z o.o.

Niedawno firma umeblowała pokój dziewczynce chorej na białaczkę. Teraz urządzi pokój Bartkowi i Sylwkowi. Meble zostały wspólnie wybrane przez dzieci i rodziców. Zanim zostaną wstawione, pokój będzie wyremontowany.

Akcja prężnie rozwija się na portalu społecznościowym Facebook, warto polubić profil www.facebook.com/BaggiDesign, by zebrać 3000 fanów i być na bieżąco z postępami prac .Tworząc fanpage "Baggi Design" przedstawiciele firmy chcą zaktywizować internetową społeczność. Im więcej osób dowie się o  działalności hospicjum, tym sprawniej i szybciej będzie można pomóc wszystkim podopiecznym. Fanów przybywa z dnia na dzień, do akcji włączyło się już szereg ogólnopolskich i regionalnych mediów.
Akcję wspierają znani aktorzy młodego pokolenia Alżbeta Lenska i Rafał Cieszyński. - Wspieranie akcji tego typu to nie tylko kwestia dobrych chęci, ale i jeden z podstawowych ludzkich obowiązków. Czujemy się wyróżnieni, że możemy być częścią tak szlachetnego przedsięwzięcia. Mocno wierzymy, że w domowej atmosferze Bartek i Sylwek dadzą radę zwalczyć chorobę - mówią aktorzy. Gdy pokój będzie gotowy, przyjadą w odwiedziny do chłopców.
Fundacja Podkarpackie Hospicjum dla Dzieci prowadzi jedyne w Polsce stacjonarne hospicjum dla dzieci. - Każdy może nam pomóc. Na naszej stronie internetowej www.hospicjum-podkarpackie.pl można przeczytać o tym, co robimy, i wspomóc nas odpisem 1 proc. podatku - wyjaśnia Rafał Ciupiński, prezes fundacji. Fundacja opiekuje się nie tylko chorymi dziećmi, ale także ich rodzinami. Wiele z nich potrzebuje nie tylko psychicznego wsparcia, ale konkretnej, finansowej pomocy. Odnowiony pokój pomoże dzieciom i rodzicom zaadoptować się do nowej, trudnej sytuacji. Pomożecie?



wtorek, 25 września 2012

Gaga pyta


A jak powstaje tęcza? - spytała Felicja, rysując na niebie łuk. - I z czego jest? Można jej dotknąć?
  To trudne pytanie – powiedziała mama. - Tęcza  zbudowana jest z...deszczu...
- Nie, zwyczajnego deszczu - odpowiedziała mama. - Ale żeby powstała, to oprócz deszczu co jeszcze musi być?
- Słońce!
- Tak i w dodatku musi oświetlać krople deszczu pod odpowiednim kątem. Wtedy każda rozszczepia światło, a że kropel są miliony, widzimy tęczę.
- Co to znaczy: „rozszczepia światło”?
- Poczekaj, bo to bardzo trudne pytanie. Najpierw musimy powiedzieć, co to światło i z czego jest zbudowane.
- Pewnie z atomów, zgadłam? - wykrzyknęła radośnie córeczka, przypominając sobie  wcześniejszą rozmowę.
- Aaa, widzisz, tym razem nie -  uśmiechnęła się mama.- Atomy są malutkie, ale jednak mają masę, czyli coś ważą. I dlatego wszystko, co jest z nich zbudowane, także coś waży. I ty, i ja, i kubek. Nawet powietrze, choć tego nie czujesz. A światło jest zbudowane z fotonów, takich cząsteczek, które nic a nic nie ważą. Dlatego światło też nic nie waży.
- Ale skąd wiadomo, że powietrze waży, a światło nie? - przerwała Fela.
- Uwierzysz mi, jak powiem, że dorośli już zważyli światło i powietrze? - spytała mama.
-  Dobrze. Spróbuję. Na przykład wiatr to ruch cząsteczek powietrza. Wiatr może przesunąć gazetę albo klocek, bo cząsteczki, które budują powietrze, mają masę. I im szybciej się ruszają, tym silniejszy jest wiatr i tym więcej może przesunąć. A światło tego nie może.  Niezależnie od tego, jak mocnym światłem będziesz świecić na gazetę lub klocek – ono ich nie przesunie. Nawet w najcieplejszy dzień, kiedy Słońce mocno świeci. Rozumiesz?
-  Teraz tak - uśmiechnęła się Fela.
-  Uff - odetchnęła mama. - No więc światło składa się z cząsteczek bez masy. Jakbyś mogła zobaczyć pojedyncze fotony, które wypuszcza do nas Słońce, to one miałyby różne kolory. Wszystkie razem tworzą światło białe - to światło, którym świeci Słońce. Są  takie rzeczy, materiały, które rozpraszają białe światło, czyli dzielą je na kolory. Takim rozpraszaczem może być kryształ albo kropelki wody. Kiedy światło pada na nie pod odpowiednim kątem, fotony różnych kolorów rozdzielają się i wychodzą na zewnątrz uporządkowane, to znaczy zawsze w tej samej kolejności. Każda tęcza, i w Polsce, i na drugim końcu świata, zawsze ma na górze kolor czerwony, potem pomarańczowy, żółty, zielony, niebieski, indygo, a na dole fioletowy. - Czemu jesteś smutna, Felusiu? - spytała mama.
- Bo tęcza to zwykły deszcz i nie można jej dotknąć - odpowiedziała córka.
-  Słuchaj, możemy poszukać jakiegoś kryształu - zaproponowała mama -  I spróbować tak go ustawić do  Słońca, żeby mieć tęczę w domu.
-  Hura! - ucieszyła się Fela. - Powiem koleżankom, że mam swoją tęczę! I to bez deszczu!

tekst: Marta Kijeńska
rysunek: Ewelina Skowrońska

poniedziałek, 24 września 2012

Rodzić po cesarsku

 Cesarskim cięciem powinno kończyć się tylko 10–15 procent wszystkich porodów – takie są zalecenia Światowej Organizacji Zdrowia. Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna. Na cesarkę z roku na rok decyduje się coraz więcej kobiet i już co trzecie dziecko na świecie rodzi się w ten sposób.
 Więcej we wrześniowym magazynie Gaga

W ostatnich latach nastała moda na cesarskie cięcie, bo – według niektórych – poród naturalny jest zbyt „naturalny”. Pojawiło się nawet określenie „too posh to push”, czyli: „jestem zbyt elegancka, by przeć”. Amerykańskie gwiazdy propagują cesarkę jako bezbolesny, szybki i wygodny sposób rodzenia dzieci, eliminujący kilka, czasem kilkanaście godzin wysiłku. Istnieje błędne przekonanie wśród przyszłych mam, że cesarskie cięcie zapewni poród bez bólu. I choć jest w tym trochę prawdy, bo sam poród odbywa się ze znieczuleniem miejscowym lub ogólnym i kobieta nie odczuwa skurczów macicy, to jednak po porodzie, gdy znieczulenie przestaje działać, ból się pojawia. Są także kobiety, które traktują rodzenie jak zadanie do wykonania. Cesarskie cięcie wydaje im się czymś możliwym do wpisania w grafik. Umawiasz się na konkretny dzień, wyjmują ci dziecko, chwilę później wracasz do innych zajęć. 

Z medycznego punktu widzenia cesarskie cięcie jest zabiegiem chirurgicznym, który polega na rozcięciu powłok brzusznych oraz macicy i wyjęciu noworodka. Wykonywano go już w starożytnym Rzymie. Na szczęście, medycyna rozwija się bardzo dynamicznie i sposób przeprowadzania cesarki bardzo się zmienił. Przede wszystkim zmniejszył się wskaźnik umieralności kobiet – jeszcze pod koniec XIX wieku wynosił aż 60 procent. Dzisiaj, gdy zmieniła się technika cięcia i znieczulania, cesarskie cięcie jest błogosławieństwem dla kobiet, dla których poród naturalny jest niemożliwy. Dlatego nie powinno się demonizować cesarskiego cięcia, gdyż jako zabieg ze wskazań medycznych jest niezwykle ważny i potrzebny. Należy jednak zastanowić się nad rosnącą liczbą wykonywanych zabiegów. I czy cesarka na życzenie to dobry pomysł?


środa, 19 września 2012

Dzieci i muzyka

Mała Warszawska Jesień 2012 to festiwal muzyki współczesnej skierowany do publiczności w wieku od 4 do 12 lat. Tutaj młodzi słuchacze zaprzyjaźnią się z intrygującymi dźwiękami, uczestnicząc wspólnie z rodzicami w koncertach i warsztatach, starannie przygotowanych pod względem edukacyjnym. Organizatorzy imprezy chcą uczyć dzieci rozumienia muzyki – nawet tych utworów, które niektórzy rodzice mogą uważać za trudne, a które często są po prostu tylko nieoswojone.
W ofercie Małej Warszawskiej Jesieni znajdą się interaktywne instalacje i muzyczne przestrzenie, dające dzieciom radość zabawy i tworzenia. W tym roku progi Zachęty Narodowej Galerii Sztuki będą gościć wykonawców koncertów, twórców instalacji oraz muzyków prowadzących warsztaty.
Pierwszym wydarzeniem w Zachęcie będzie prezentacja instalacji Łukasza Szałankiewicza Dźwiękoświsty. Dzięki niej mała publiczność odkryje dźwięki... kosmiczne. Z kolei na koncercie Federicofs Little Songs for Children Georgefa Crumba (siedem krótkich utworów na sopran, flet i harfę) zaznajomią się z kameralistyką oraz z żywymi, niepodłączonymi do prądu instrumentami. Jakby tego było mało, muzyka w tym utworze jest tłem dla poezji Federica Garcii Lorki. Na drugim koncercie dzieci poznają początek historii muzyki elektronicznej, słuchając Cinq études de bruits autorstwa pioniera tego gatunku – Pierrefa Schaeffera.
Przedostatniego dnia Małej Jesieni warsztaty dla dzieci poprowadzą Dagna Sadkowska i Michał Górczyński z Kwartludium – wszechstronni, kreatywni muzycy, posiadający duże doświadczenie w pracy z dziećmi. Wspólnie z dziećmi wydobędą dzikie zwierzęta drzemiące w instrumentach i zajrzą do muzycznej kuchni – to wszystko za sprawą preparacji instrumentów. Sprawdzą też, czy muzycy orkiestry współczesnej mogą zamienić się w kucharzy.
Publiczność zostanie także zaproszona do zaprzyjaźnionych Łazienek Królewskich, tym razem na muzyczny spacer po zmierzchu – kompozycję plenerową, przygotowaną przez Jerzego Kornowicza.


Program Małej Warszawskiej Jesieni 2012
22–30 września, Zachęta Narodowa Galeria Sztuki, sala warsztatowa

21 września, godz. 17.00

WERNISAŻ
Łukasz Szałankiewicz – Dźwiękoświsty, interaktywana instalacja audiowizualna
Jarosław Deruba – wideo
Instalacja wzbogacona o warstwę audio i wideo to metafora podsłuchiwania kosmosu, a dzięki interaktywności da dzieciom możliwość swoistego kontaktu z przestrzenią kosmiczną i pysznej gwiezdnej zabawy.
Wstęp wolny.


22 września, godz. 19.00, Łazienki Królewskie, zbiórka przy bramie koło Belwederu
SPEKTAKL MUZYCZNY
Jerzy Kornowicz, Godzina przemian – Echo, Król Midas i łabędzie
Spektakl jest adresowany do wyobraźni dziecięcej bez względu na wiek. Zaplanowano wspólną zabawę i współuczestnictwo publiczności w akcji przedstawienia!
wstęp wolny

23 września, godz. 11.00 i 16.00, Zachęta Narodowa Galeria Sztuki, sala multimedialna
KONCERTY MUZYKI WSPÓŁCZESNEJ
George Crumb Federicofs Little Songs for Children (14f)
Pierre Schaeffer Cinq études de bruits (16f)
Prowadzenie – Grzegorz Wierus, Barbara Zamek-Gliszczyńska – sopran,  Ewa Liebchen – flet, Urszula Nowakowska – harfa, Marcin Wolniewicz – reżyseria dźwięku.

Wystąpią również pociągi i rondle – a więc instrumentarium dzieciom bardzo dobrze znane.

Bilety: dzieci – 5 zł, dorośli – 10 zł.

29 września, godz. godz. 11:00, 13.00, 15.30 i 17.30, Zachęta Narodowa Galeria Sztuki, sala multimedialna
WARSZTATY
Muzyczna kuchnia, godz. 11.00 i 13.00
Jak sporządzić dźwiękowy sos? Czy można zagrać kształt pomidora? Ile instrumentów potrzeba,  żeby upiec pyszną pizzę? Czy muzycy orkiestry współczesnej mogą zamienić się w kucharzy? Na te i inne smakowite pytania można znaleźć odpowiedź w Muzycznej kuchni, czyli na muzycznych warsztatach dla dzieci w wieku 4–7 lat, które poprowadzi Dagna Sadkowska.
Dzikość instrumentów, godz. 15.30 i 17.30
Nieco starsze dzieci (8–12 lat) będą odkrywać dzikie zwierzęta drzemiące w instrumentach. Zwaliste słonie, szybkie sarny, niebezpieczne skorpiony i kobry zilustrowane zostaną przez odpowiednią ekspresję muzyczną. Dzieci poznają też zagadnienie preparacji instrumentu.
Bilety: dzieci – 5 zł, dorośli – 10 zł.

Wydarzenia towarzyszące
30 września, godz. 12.30, Zachęta Narodowa Galeria Sztuki, sala multimedialna
Kosmiczne warsztaty twórcze dla rodzin. Rekomendowane dla dzieci w wieku 4–7 lat.

30 września, godz. 15.30, Zachęta Narodowa Galeria Sztuki, sala multimedialna
Czy można usłyszeć meteory?
Spotkanie z astronomem dr hab. Arkadiuszem Olechem z Centrum Astronomicznego im. Mikołaja Kopernika PAN. Skierowane do dzieci w wieku 8–12 lat.

piątek, 14 września 2012

Butelka z podgrzewaczem


Yoomi to pierwsze na świecie butelki do karmienia z podgrzewaczem. Butelki yoomi podgrzewają pokarm w ciągu 60 sekund do idealnej temperatury mleka matki. Są niezastąpione podczas nocnego karmienia i karmienia poza domem.
Smoczek jest antykolkowy i anatomicznie przypomina pierś matki. Butelki mają szeroką szyjkę, dzięki czemu łatwo je umyć. Wszystkie produkty nie zawierają Biosfenolu A.
Pogdrzewacz jest wielokrotnego użytku i naładowuje się poprzez sterylizację w gotującej się wodzie lub elektrycznym sterylizatorze parowym. Można użyć także załączonego, specjalnego pojemnika do regeneracji podgrzewacza w kuchence mikrofalowej - regeneracja zajmie 2 minuty,
Zestaw zawiera:butelkę yoomi o pojemności 240 ml, smoczek yoomi o wolnym przepływie
podgrzewacz wielorazowego użytku, pojemnik do regeneracji podgrzewacza w mikrofali. Zestaw dostępny jest w internetowym sklepie www.gumowakaczuszka.pl. Cena 147,29 złote.

czwartek, 13 września 2012

To jest dla ciebie najlepsze, kochanie


- Irytuje mnie, jak czasami słyszę: „W naszych czasach myśmy nie mieli różowo, dzieci też nie muszą” - mówi Joanna Koroniewska w rozmowie w Małgorzata Ohme. - To są INNE czasy i świat ma dziś o wiele więcej kolorów niż czarno-biała peerelowska rzeczywistość. Wtedy trzeba było tak żyć, dziś już nie. Tobie się udało jakoś bez znajomości języków, ale twojemu dziecku zmniejszy to szanse na fajną pracę w przyszłości. Jak dziecko ma krzywe zęby, to nie musi nosić aparatu, bo jego tata też ma krzywe. Jednak dlaczego mu tego nie naprawić, skoro można? Zgadzam się więc, że bańka mydlana nie jest niczym fajnym, ale dlaczego mam pozbawiać swoje dziecko czegoś lepszego?

Wybór szkoły, przedszkola, dodatkowych zajęć. Kierować się intuicją czy modą? Mieć gotowy scenariusz czy pójść na żywioł? We wrześniowym numerze magazynu Gaga zastanawiają się Joanna Koroniewska, Joanna Pieczkowska i Małgorzata Ohme.

Żółty to nowy różowy


Zdaniem znawców trendów, żółty zagości w najbliższych latach na stałe w modzie dla dużych i małych. A ponieważ jest w nim coś, co automatycznie budzi ciepłe, letnie skojarzenia, jest to idealna barwa na krótkie i pochmurne jesienne dni.
W aktualnych kolekcjach Imps&Elfs nie brak żółtych akcentów. W połączeniu z prostymi spodniami chinos tworzą idealną kompozycję, będącą kwintesencją swobodnego, miejskiego stylu. 
Kolekcja Imps&Elfs dostępna jest w internetowym butiku www.groshki.pl.

środa, 12 września 2012

Zabawna chusta


Chusta Buff® to wszechstronny, innowacyjny, zabawny kawałek mikrofibry. Szybko schnie i odprowadza wilgoć. Dzięki antybakteryjnemu wykończeniu z zastosowaniem jonów srebra, nie chłonie zapachów, zapewnia świeżość i ochronę przed bakteriami.
Idealnie sprawdza się podczas zabaw na świeżym powietrzu. Dorosły jak i dziecko z łatwością zrobią z niej np.: chustkę pod kask, kominiarkę chroniącą przed wiatrem, czapkę na jesienne i zimowe spacery, piratkę na letnie zabawy na plaży, bandankę, czy opaskę. 
Buff®-a można prać w pralce, i nie trzeba prasować. Nie ma szwów i występuje w szerokiej gamie kolorystycznej m.in. z motywami z kreskówek. W ofercie są też chusty z polarem. Dostępne rozmiary: Baby i Junior/Kids, cena 59 złotych.

wtorek, 11 września 2012

Kinga Rusin - pierwszy raz o swoich córkach

W najnowszym numerze magazynu Gaga, Kinga Rusin wspomina swoją szkołą i opowiada o tym, dlaczego w USA jej pięcioletnia wówczas córka Pola, nie zakwalifikowała się do pierwszej klasy.
O "kolejnym pierwszym dzwonku" Kinga Rusin pisze także na swoim blogu
http://kingarusin.blog.pl/2012/08/30/kolejny-pierwszy-dzwonek/

czwartek, 6 września 2012

Wrześniowa Gaga już w sprzedaży

Małgorzata Ohme, 
redaktor naczelna magazynu Gaga

Mam milion wspomnień ze szkoły. Dobrych i złych. Jest we mnie zarówno wredna matematyczka, która poniżała mnie przed tablicą, jak i cudowny teatr w Liceum Czackiego, jego magia, twórczość i poszukiwanie siebie w kolejnych odsłonach. Są moje wypadnięte jedynki, skradziona gumka myszka z księżniczką, solówa za rogiem ulicy Wilczej, pierwsze podstawówkowe zakochanie i mezalians z chłopakiem, który potem odsiadywał wyrok za kradzież.
Patrząc na mojego syna i zmieniającą się rzeczywistość szkolną, zastanawiam się, kim bym była dziś, gdybym miała lat siedem, osiem, i jak inaczej ukształtowałaby się moja osobowość. Gdy siadam jednak w drewnianych małych ławeczkach jako rodzic i słucham, przyglądam się, to często myślę, że byłabym dokładnie taka sama. Jest coś w systemie szkolnym, co pozostaje niezmienne. To, że wraz z pójściem do szkoły człowiek naprawdę zaczyna żyć wśród ludzi. Nie tylko tych, którzy go kochają i tworzą mu parasol ochronny, ale także tych, którzy go nie lubią, są inni, myślą inaczej. Świat szkolny to taka pierwsza lupa na realny świat.
My, rodzice, boimy się tego momentu jeszcze bardziej niż pierwszego dnia w przedszkolu. Rozpiera nas duma, ale też boli serce, gdy widzimy malutkiego człowieka i większy od niego plecak. Bo wiemy, że ten plecak będzie z roku na rok coraz większy i cięższy. Że jest on szerszą metaforą zmian, które w dziecku, a więc i w naszej rodzinie, będą się dokonywać. 
W szkole spotkają się różne dzieci. Te, które będą się bardzo bać, takie, którym trudno będzie się zaprzyjaźnić z kimkolwiek, a także te, które będą czuć się odmienne ze względu na identyfikację płciową. O fobii społecznej, roli przyjaźni w życiu dzieci, a także osobach transseksualnych piszemy we wrześniowej „Gadze“. Po wywiadzie z Kingą Rusin o pozytywach amerykańskiego systemu edukacji zastanawiamy się, czy istnieje model idealnej szkoły i jak będzie wyglądać edukacja w przyszłości.
Jedno jest pewne, że mimo pojawiających się problemów w szkole, stresu, lęku, nieudolnego często systemu, lepszych i gorszych nauczycieli – na końcu, jak powiedział Jan Wróbel, powinny pozostać w dziecku ciekawość i zachwyt, które wszyscy mamy w pamięci z chwili, gdy pierwszy raz przekraczaliśmy próg szkoły.
Poczytajcie i powspominajcie razem z nami....